30 gru 2008

Święta Święta



Boże Narodzenie było dla mnie jakieś takie mało urokliwe. Bez tego blasku tajemniczości i ciepła, które odczuwałam, gdy byłam dzieckiem. Dzieci cieszą się z tego chyba zawsze. Ja lubię za to okres przedświąteczny: światełka wszędzie, ozdoby, cieple domowe wieczory z kubkiem gorącej herbaty, potem już zapach choinki, przygotowania i oczekiwanie. A w same dni świąteczne nic się już takiego nie dzieje. Po dwóch dniach domowej sielanki świątecznej mogłabym krzyczeć ze złości na wszechobecną letargię. Pustki na ulicach. Ot takie siedzenie w domu przy stole, na kanapie, przed telewizorem, przy komputerze. Takie odniosłam wrażenie podczas mojej kilkudniowej wizyty we Wrocławiu. Dwa dni Świąt już mi wystarczą na następny rok.
Nasza rodzina się w zasadzie już nie odwiedza nawzajem jak dawniej. Każdy ma swoich bliskich: rodzice, nowe dzieci,… K została z mężem i córeczką w Japonii, inni byli jakieś 150 km od Wrocławia. A ja chciałam spędzić te dni we Wrocławiu. Ot takie zwykle szaro-bure święta.
Trochę eksperymentowałam z kamerą P. On kupił świetny sprzęt. Nawet zdjęcia, które robiłam z balkonu przelatującym ptakom wyszły na błysk. Raz nad ranem udało mi się nawet „ustrzelić” sarenkę, która buszowała prosto pod domem.
Poza tym załapałam się na spontaniczną domową „imprezę”. Spotkaliśmy zupełnie przypadkowo w sklepie znajomych. Jedyne co mogę na ten temat powiedzieć, to ze w Polsce nadal pija się raczej alkohole mocne (czyt. wodka) niż wino…
Nie jestem pewna, czy czuję się tak jak w domu. Kontakty przez lata nieobecności urywają się. Owszem, szybko bym się znów przystosowała i poznała nowych ludzi. Polacy maja w sobie dużo humoru wbrew temu, co sami o sobie mówią. Z drugiej strony P. zwrócił mi uwagę na to, ze on sam podróżując zawodowo po świecie widzi więcej życzliwości i uśmiechniętych ludzi jednak poza granicami Polski. Punkt widzenia. Moje różowe okulary? Jest to temat na dodatkowy post. ;-)

No i jeszcze - poznałam sympatycznych ludzi w samolocie. Szkoda, ze nie dałam im swojego numeru telefonu. Ja się nie chciałam narzucać, a teraz już za późno. Nigdy nie wiadomo, kogo się w życiu spotka…
Poza tym kupiłam Dom nad Rozlewiskiem Małgorzaty Kalicińskiej. W księgarni widziałam już dwie kontynuacje tej powieści, ale chciałabym najpierw przeczytać część pierwszą. To dosyć sporo czytania i już się na to cieszę. Wszystkie trzy części są bestsellerami w Polsce.

A muzycznie: ostatnio słucham coraz chętniej muzyki Marii Mena.

19 gru 2008

Spotkanie w windzie

Takie zdarzenie błachostka. A jednak. Zaczynam lubić windy. Mają taką swoistą magię i atmosferę. Windy chyba od zawsze były miejscem ciekawych spotkań i interesujących wydarzeń. Ludzie tak jakby zbliżają się do siebie, chcąc nie chcąc. To ciekawe obserwować zachowanie ludzi znajdujących się kilka sekund na tak małej przestrzeni.
Ja dzisiaj zamiast zachować „contenance” ośmieszyłam się na całej linii. Zazwyczaj jestem zupełnie pewna siebie. Ale dziś w windzie spotkałam mężczyznę, którego obecność ma zły wpływ na moją pewność siebie. Czerwienię się jak nastolatka na tą myśl…

Myślałam, że już dawno minęły czasy, gdy ktokolwiek mógłby doprowadzić mnie do tego, ze się czerwienię…

18 gru 2008

Prawie gwiazdkowo

Jeszcze tylko jutro, piątek. Potem weekend. Ostatnie zakupy przedświąteczne. Porządki. Pranie. Prasowanie. Pakowanie. Bilety na samolot. LH prosto do Wrocławia. W te święta chcę po prostu poczytać polskie książki, pooglądać TV, wchłonąć atmosferę Wrocławia i wsłuchać się w siebie. Może moja intuicja gdzieś tam jeszcze we mnie drzemie.
A co do prezentów, to mam tutaj tylko podarunek dla C. Czasami myślę, ze prezenty niefunkcjonalne są lepsze niz rzeczy przydatne. To czego nam potrzeba kupujemy zazwyczaj sobie sami.
Hmm… jedyną rzeczą, której mi w najbliższym czasie będzie potrzeba to chyba abonament u handlarza win mojego zaufania… 2009 nie zapowiada się kolorowo.

13 gru 2008

W poszukiwaniu sensu

"To live is the rarest thing in the world.
Most people exist, that is all." - Oscar Wilde

Jestem niepoprawną idealistką. Może to jest głupie? Nie wiem. I nie wiem, czy to jest „dobre” czy „złe”. Chodź nie wierzę w podziały typu: czarno-białe. To było by zbyt proste.
Potrzebuję wiary we wszystko co robię. Również zawodowo. Chce widzieć sens i wiedzieć, że jest to kierowane ku przyszłości. Może szczególnie teraz. Świat pogrąża się w recesji. Ja od jakiegoś czasu zajmuję się cięciami w budżetach. I stawiam pytania. Staram się rozumieć. Ale dokąd to wszystko prowadzi? Pierwsze pozytywne konsekwencje to rozbudzenie dyskusji na temat wartości i odpowiedzialności. Nie wiem, czy nadal chcę zajmować się tym, co robię. Ale tak to już jest – nie zostałam ani lekarzem, ani naukowcem. Nie tworzę nowych rozwiązań dla przyszłości.

Ale nie chcę zabijać czasu. Mamy go zbyt mało…

10 lis 2008

Poniedziałkowe dylematy

Mam dzisiaj jakąś chandrę. Z reguły nie lubię poniedziałków, ale dzisiaj to tak jakby cos więcej niż tylko poniedziałkowe doły. Wzloty i upadki. Przez cały dzień w biurze nic się nie działo. Mam wrażenie, ze czekamy na jakieś decyzje…
Oglądałam zielone miasto z 20ego piętra szklanego wieżowca, liczyłam samoloty startujące z pobliskiego lotniska, tęskniłam do domu. Ogarnęły mnie jakieś dziwne myśli, czy aby te moje studia nie na marne były skoro teraz i tak chce wrócić do kraju. Lub przynajmniej poczuć się gdziekolwiek jak w domu. Ani tu ani tam… Ot takie poniedziałkowe dylematy emigrantki.

Schiller “Dream of You”:



„Now i'm standing here alone
waiting on my own
for something that will fill the emptiness inside...”

9 lis 2008

James Bond i męsko-damskie nieporozumienia

Wybrałam się wczoraj z C - sobotni wieczór - do kina na nowego Jamesa Bonda "Quantum of Solace". Kino było przepełnione i ledwo dostaliśmy bilety w szóstym rzędzie, pomimo, ze seanse były co dwie godziny w trzech salach jednocześnie.
Moim skromnym kobiecym zdaniem film jest przewartościowany. Słaba fabuła. Ale u Jamesa Bonda nigdy nie chodziło o fabułę, tylko o szybkie samochody, kobiety i „coolnes”. Reklamy i zwiastuny przed filmem trwały całe 50 minut. Film był pełen akcji. Zapracowany agent 007 nie miał tym razem nawet zbytnio czasu na kobiety. Za to nawet w najbardziej krwawej walce dbał o perfekcyjnie dopasowany garnitur, dobrze ułożony krawat no i oczywiście odpowiedni Rolex. Jeśli umierać, to ze stylem.

C chciał również okazać dobry styl i nie pozwolił mi zapłacić za bilety. Zapłaciłam więc za napoje i popcorn. I to znów przypomina mi, że nie jestem w Polsce… Wiele razy tłumaczyłam mu, że możemy dzielić rachunek na pół, gdy wychodzimy na drinka lub do restauracji. On kategorycznie odmawia, a gdy przychodzi do płacenia rachunku okazuje się, że nie ma przy sobie ani jednego Euro. Nie chciałabym sugerować zamiaru. To zdarza się rzadko, ale czasami nie mogę się pozbyć tego wrażenia. Wolałabym stawiać sprawy jasno. Ale gdy on nie ma ochoty mnie zaprosić, nie powie mi tego ze względu na swoją męską dumę. W ostatni tydzień płaciłam rachunek za kolację w restauracji i nigdy do tego tematu nie wracałam. Może on jest po prostu zapominalski…

Wiem, że mężczyźni nie maja dziś łatwo z kobietami, ale ja po prostu nie rozumiem niektórych męskich zachowań. Czy te kłopoty są typowe dla zachodnio-europejskich mężczyzn?

3 lis 2008

Oczekiwania i inne katastrofy

Jak co weekend w sobotę zajmowałam się porządkami i praniem. Nienawidzę tego szczerze. Zastanawiałam się, jak to robią kobiety mające rodzinę. Ja ledwo co nadążam ze sprzątaniem własnego bałaganu i praniem/prasowaniem własnych rzeczy. Najwięcej czasu upływa na prasowaniu bluz do pracy. Mam wrażenie, ze to sprawka jakiejś zlej karmy. Ledwo co zrobiłam jedno pranie, powiesiłam je i uprasowałam rzeczy, już czeka na mnie następna góra bielizny. Zastanawiałam się już nawet nad zatrudnieniem pomocy domowej… To zdecydowanie poprawiłoby jakość życia. Weekendy są zbyt krótkie, żeby je marnować na sprzątanie…

Niepokoi mnie ta moja niechęć do wszelkich prac domowych. Mężczyźni po prostu będą się ode mnie odwracać, gdy się dowiedzą, ze zarówno nie gotuję, jak i nie jestem gotowa prowadzić domu. Mam w głowie obraz Polaka szukającego idealnej żony, matki i pani domu…

No więc żadna ze mnie kandydatka na żonę i matkę. No właśnie. Nie chcę mieć jak na razie dzieci. Uwielbiam dzieci. Ale nie muszę mieć koniecznie własnych. A więc nie mam szans na – w oczach większości Polaków – „normalne życie” rodzinne. Większość znajomych po pracy i tak uciekałaby do domu na ciepły obiad ugotowany przez kochające żony i matki?

Ja po prostu obawiam się oczekiwań społecznych wobec młodych kobiet w Polsce. Oczekiwań zakorzenionych wręcz na stale w Polsce... Założenie rodziny wydaje się zupełnie naturalnym krokiem dla kobiety po ukończeniu wykształcenia i wyjściu za mąż. No więc ja muszę głęboko rozczarować moje ciotki w Polsce. Może po prostu nie spotkałam do tej pory odpowiedniego partnera? Nie wiem, ale lubię swoje życie. Tak łatwo jest płynąć z prądem oczekiwań innych ludzi - „…bo tak już zawsze było”, „…bo tak się to robi”.

Poznałam kogoś… No i mam wrażenie, że on właśnie chce już bardzo założyć rodzinę. Ale ja nie jestem niestety do tego gotowa…

31 paź 2008

ZA a nawet i PRZECIW

Zauważyłam, że w internecie aż roi się od wypowiedzi emigrantów na temat złych warunków życia i pracy w Polsce. Część z nich adoptuje się szybko w nowym środowisku, część tęskni za krajem, ale nie myśli o powrocie. Przykro to czytać, a przede wszystkim przykro, że w Polsce nadal wielu ludzi żyje na granicy biedy. To zrozumiałe, ze młodzi ludzie chcą godnie żyć i zakładać rodziny.

Ja jednak widzę poprawy w Polsce. Wiele pozytywnych zmian. Płace dopasowują się wolniej niż rozwój gospodarczy i napływ kapitału, ale jest to prawo ekonomii. Wszystko idzie do przodu. Do Polski będą wracać emigranci z Anglii, Szwecji, Norwegii, Belgii... Ludzie o poszerzonym horyzoncie i otwartym światopoglądzie, z nowymi pomysłami i zapałem. Widzę to pozytywnie.

Ach ten mój płytki sen ostatnio... Nigdy nie tęskniłam do kraju. Polskę pamiętam z lat szkolnych. W zasadzie nawet nie mam dokładnych wspomnień, ale to nie istotne, bo i tak już nie dotyczy. Mam przyjaciół w całej Europie, wynajmuję dla siebie ładne mieszkanie z wymarzonym balkonem, w dobrej dzielnicy, spełniam się zawodowo i gdy tylko mam na to ochotę wsiadam w samolot i lecę na weekend dokąd chcę. Pomimo tego, zupełnie bez racjonalnych powodów nasila się we mnie uczucie tęsknoty za starą, dobrą Polską. Ot tak, za codziennością w chaosie wrocławskim, za spontanicznymi odwiedzinami u znajomych, herbatką i gadaniu o niczym, za wygłupami po polsku i polskim humorem. Tłumaczę sobie na logikę, ze mam u siebie wspaniałą jakość życia, której w Polsce będzie mi po części brak. Na tęsknotę nie ma logicznych argumentow.

W głębi ducha… jestem pełna obaw… Podejmowanie takich decyzji nie da się rozwiązać poprzez tworzenie listy „za” i „przeciw”, „zysków” i „strat”. To tak jakby porównywać gruszki do jabłek! Uczucia w stosunku do namacalnych, racjonalnych faktów. Nie, tutaj pomorze tylko dobra intuicja… Tak dobrze czuje się za każdym razem odwiedzin… Tyle śmiechu w dobrym towarzystwie… Po paru dniach wprawdzie tęsknię do mojego mieszkanka i uporządkowanego miasta z funkcjonującą komunikacja, pełnego zieleni. Z Polski jednak zawsze wracam naładowana dużą dawka pozytywnej energii.

Może to właśnie teraz w tej atmosferze zmian warto. Wyzwanie i szansa zarazem. Chcę się rzucić w ten wir. Po co lecieć do Chin czy Brazylii, kiedy można do Polski? Myślałam właśnie o przestarzałym już chyba przysłowiu: „Świat do odważnych należy”. Ale dzisiaj to raczej „świat” jest synonimem bezpieczniejszego i wygodniejszego stylu życia. No cóż, czasy się zmieniają.

Może jednak trzeba mi wypłynąć z tej stabilnej kałuży. A do tego czasu to jogging utrzymuje mnie w formie (nie tylko fizycznie).

28 paź 2008

Nasza Klasa

Nasza-Klasa to udana kopia konceptu portali, który odniósł sukces w wielu krajach (Myspace, Facebook, StudiVZ, etc.) Co mnie jednak zaskakuje jest zachowanie polskich użytkowników podających niemalże każde prywatne dane (wykształcenie, zawód, zainteresowania, wiek, numery telefonów, wszelkie kontakty (…) oraz publikujących najróżniejsze zdjęcia zarówno własne jak i rodziny, przyjaciół, podpisując je imieniem i nazwiskiem.
Nasza Klasa to istna skarbnica dla firm, które są gotowe za te dane płacić spore sumy pieniędzy. Opinia publiczna protestuje z jednej strony przeciwko jakiejkolwiek zbiórce danych osobistych, a z drugiej strony ci sami ludzie publikują delikatne informacje osobiste tam, gdzie każdy ma dostęp. Szklany użytkownik Internetu.

25 paź 2008

Dom

Dzisiaj po raz pierwszy odkąd sobie przypominam śniłam o Karpaczu. To było takie słodkie uczucie bycia w domu, w cieple, uczucie dziecięcej beztroski. Wspomnienia z dzieciństwa mają to do siebie, ze się je idealizuje. Ot tak po prostu, spojrzenie przez różowe okulary. Tak dobrze byłoby bez zobowiązań, bez potrzeby podejmowania trudnych i ważnych decyzji. Nie lubię podejmować decyzji, pomimo że już od dawna powinnam to suwerennie robić.

Ja tęsknię do domu. Chcę do domu. Tam gdzie jest mama, która zawsze wysłucha moich rozterek, doradzi, zapyta się jak się czuje, zrobi herbatkę lub gorące kakao w zimie… Wiem, ze to brzmi strasznie banalnie z ust dorosłej kobiety.

Ostatnio rozmawiałam nawet na temat tęsknoty za domem z kolegą z pracy. On ma 32 lata. Dom opuścił, gdy poszedł na studia. Pracuje 600 km od rodzinnego miasta. Wiem, ze on ma rację mówiąc, dom rodzinny to utopia. Jesteśmy już dorośli, nawet odwiedzając rodziców nie jest już tak jak było. Nie spoglądamy już dziecinnymi oczami, tylko z perspektywy zmian ostatnich lat spędzonych w innym otoczeniu. Lat spędzonych z dala od rodziców i przyjaciół ze szkoły. Zmieniamy się.

Lubię czytać artykuły i felietony Ilija Trojanowa. On od dzieciństwa podróżuje, do tej pory żył już w wielu regionach świata. Na temat domu i ojczyzny twierdzi, ze poczucie bycia w domu to fikcja. Ale Trojanow to przykład prawdziwego kosmopolity. Któż nie jest przywiązany do miejsc, które wiąże z dzieciństwem lub w których spędził najlepsze lata w swoim życiu, w których ma rodzinę lub przyjaciół,…? Do takich miejsc się tęskni. One formują człowieka bardzo. To jest dom, którego się nie zapomina. Ja tęsknię do tej fikcji…