9 lis 2008

James Bond i męsko-damskie nieporozumienia

Wybrałam się wczoraj z C - sobotni wieczór - do kina na nowego Jamesa Bonda "Quantum of Solace". Kino było przepełnione i ledwo dostaliśmy bilety w szóstym rzędzie, pomimo, ze seanse były co dwie godziny w trzech salach jednocześnie.
Moim skromnym kobiecym zdaniem film jest przewartościowany. Słaba fabuła. Ale u Jamesa Bonda nigdy nie chodziło o fabułę, tylko o szybkie samochody, kobiety i „coolnes”. Reklamy i zwiastuny przed filmem trwały całe 50 minut. Film był pełen akcji. Zapracowany agent 007 nie miał tym razem nawet zbytnio czasu na kobiety. Za to nawet w najbardziej krwawej walce dbał o perfekcyjnie dopasowany garnitur, dobrze ułożony krawat no i oczywiście odpowiedni Rolex. Jeśli umierać, to ze stylem.

C chciał również okazać dobry styl i nie pozwolił mi zapłacić za bilety. Zapłaciłam więc za napoje i popcorn. I to znów przypomina mi, że nie jestem w Polsce… Wiele razy tłumaczyłam mu, że możemy dzielić rachunek na pół, gdy wychodzimy na drinka lub do restauracji. On kategorycznie odmawia, a gdy przychodzi do płacenia rachunku okazuje się, że nie ma przy sobie ani jednego Euro. Nie chciałabym sugerować zamiaru. To zdarza się rzadko, ale czasami nie mogę się pozbyć tego wrażenia. Wolałabym stawiać sprawy jasno. Ale gdy on nie ma ochoty mnie zaprosić, nie powie mi tego ze względu na swoją męską dumę. W ostatni tydzień płaciłam rachunek za kolację w restauracji i nigdy do tego tematu nie wracałam. Może on jest po prostu zapominalski…

Wiem, że mężczyźni nie maja dziś łatwo z kobietami, ale ja po prostu nie rozumiem niektórych męskich zachowań. Czy te kłopoty są typowe dla zachodnio-europejskich mężczyzn?

Brak komentarzy: